Image Map
Image Map

piątek, 28 grudnia 2012

LITERATURA. Tajemnica gwiazdkowego puddingu - Agata Christie - Opinia


Tajemnica gwiazdkowego puddingu – Agata Christie







Autor: Agata Christie
Tłumaczenie: Krystyna Bockenheim
Tytuł oryginału: The Adventure of the Christmas Pudding
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: październik 2010
ISBN: 978-83-245-8975-3
Liczba stron: 259










         Pomimo iż książka została przeze mnie wybrana w kategorii „Powieść z motywem Świąt Bożego Narodzenia” w grudniowej trójce e-pik, tylko pierwsze opowiadanie z tego zbioru nawiązywało do tematu. Nie stwarzało to dla mnie jednak żadnej przeszkody, a wręcz jeszcze bardziej zachęcało. Bowiem, choć nie czytam ich zbyt często, zbiory opowiadań są przeze mnie niezmiernie upodobane. Jedyną przeszkodą będzie dla mnie dość istotna kwestia – jak poprawnie wyrazić swą opinię o tak krótkim utworze?

         W 259 stronach autorka zmieściła aż sześć opowiadań, w tym pięć ze znanym detektywem Herkulesem Poirotem i ostatnie z Jane Marple. Choć z błyskotliwym Belgiem zdarzyło się mi spotkać w kryminale „Zerwane zaręczyny”, nie zapisał się on w mej pamięci. Mogłam więc potraktować opowiadanie Agaty Christie jako moje pierwsze spotkanie z najbardziej znanymi detektywami jej powieści.

         „Tajemnica gwiazdkowego puddingu” ukazuje nam, wydawać by się mogło oklepany pomysł w innowacyjnym wydaniu. Kradzież drogocennego rubinu mogłaby zostać przyjęta przez czytelników ze znużeniem przez powielanie tematu, jednak czy kiedykolwiek autorka pozwoliła odbiorcy na nudę? Świetne tło dla tekstu stanowią tradycyjne, angielskie Święta Bożego Narodzenia. Nie miałam wcześniej okazji poczytać czy też obejrzeć jak wyglądają one na Wyspach, zarówno współcześnie jak i w przeszłości, więc był to aspekt, który z pewnością przyciągnął moją uwagę. Jedne, co mogę zarzucić autorce, to nienaturalna reakcja bohaterów w jednej ze scen, by nie zdradzić jednak fabuły, pozostawiam waszemu osądowi i przypuszczeniom, o którym fragmencie mówię.

          „Zagadka hiszpańskiej skrzyni” zaskoczyła mnie swoją licznością bohaterów, w całkiem krótkiej formie utworu. O ile w „Tajemnicy gwiazdkowego puddingu” można jeszcze było domyślić się rozwiązanie zagadki, w drugim serwowanym nam opowiadaniu, wyjaśnienie było nadzwyczaj niespodziewane. Wprawdzie Herkules Poirot nie przypadł mi do gustu, śledzenie jego toku myślenia było intrygujące. Dodam jeszcze, że ciekawym rozwiązaniem było nawiązanie do „Ottela” Shakespeare'a.

         „Popychadło”, jakkolwiek jest najdłuższym opowiadanie z tego zbioru, nie mogłoby zostać przez mnie nazwanym najlepszym. Godnymi uwagi są zastanawiające postacie, w szczególności lady Astwell, która zdecydowanie zdobyła moją sympatię. Niekonwencjonalna metoda przesłuchania ewentualnego podejrzanego poprzez hipnozę także spotkała się z moją aprobatą. Wniosła nieco świeżości w tradycyjnym zdobywaniu informacji. Również przedstawienie toku śledztwa, które dla biernego obserwatora mogłoby wyglądać nieco niedbale, zaciekawiło i przykuło moją uwagę.

         „Dwadzieścia cztery kosy” to najkrótsze, liczące zaledwie 19 stron opowiadanie. Nie zapadło mi głęboko w pamięci, acz był to ciekawy pomysł na kryminał. W pewnym stopniu ukazał, że pozornie nic nie znaczące fakty razem mogą stworzyć brutalną tajemnice. Krótki, treściwy utwór, mający w pewnym stopniu swój klimat. I choć zapewne za kilka dni o nim zapomnę, to chyba opowiadanie z całej szóstki, przy którym najmilej spędziłam czas. Niepozorność nie oznacza więc znudzenia.

         „Sen” przedstawił nam kolejny błyskotliwy pomysł na morderstwo. To przy nim zaczęłam zastawiać się czy spodziewając się zaskoczenia jak to zwyczajnie bywa w przypadku tworów pani Christie, wiąż możemy nazywać je zaskakującymi. Brzmi niesamowicie abstrakcyjnie i ze skruchą przyznam, że podczas czytania bardziej interesowało mnie udzielenie sobie odpowiedzi niż sama fabuła. Opowiadanie się skończyło, a ja dalej głowię się nad czymś, co jak często bywa, sama sobie skomplikowałam.

         „Szaleństwo Greenshawa” było miłym odpoczynkiem po pięciu opowiadaniach z udziałem Herkulesa Poirota. Przyznam jednak, że utwór zostawił pewien niedosyt, przez fakt, iż Jane Marple było tu niesłychanie niewiele, a główną role odgrywali pozostali bohaterowie. Fabuła jednak na tym nie ucierpiała, a samo opowiadanie godnie zakończyło ten zbiór.

          Choć z powieściami Agaty Christie mam niewielką styczność, nigdy nie jestem zawiedziona czy też rozczarowana. Miło raz na jakiś czas sięgnąć po jakiś kryminał, dlatego nie tylko „Tajemnice gwiazdkowego puddingu” lecz całą twórczość autorki, polecam osobą, które niekoniecznie nazwą kryminały swym ulubionym gatunkiem literackim.




Książka przeczytana w ramach wyzwania grudniowej trójki e-pik. 

sobota, 22 grudnia 2012

Winter is coming czyli garstka zimowych przemyśleń i ogłoszeń.


Choć śniegu za oknem nie widać, zima nas nie oszczędza z temperaturami. I choć uwielbiam Święta Bożego Narodzenia, to zimę potrafię przetrwać jedynie pod ciepłym kocykiem, z dobrą herbatą i oczywiście ciekawą książką. 


Strojenie choinki, zapach mandarynek, wieczorne spacery do kościoła na roraty (jedyny czas gdy wychodzę z domu dobrowolnie). Wszystko to tworzy sielankowy obraz, znany nie tylko mnie. Chciałoby się rzec: żyć, nie umierać. Ja zapewne za kilka dni umierać będę - z przejedzenia. Ale chyba czyni mnie to jeszcze bardziej szczęśliwszą. Rodzinny czas pozwoli mi porządnie wypocząć i odetchnąć, by w nowym roku pracować wytrwalej i bardziej efektywnie. 
Bo nadchodzący rok zapowiada się niesamowicie pracowity. Szczęściem w nieszczęściu, jest chyba dziedziczny pracoholizm, który u mnie przejawia objawy w nauce i zaangażowaniu w życie szkolne. Nie o szkole chciałabym tu jednak mówić, a o nowym roku. 
Choć Sylwester jeszcze niezaplanowany i zapewne będzie bardzo spontaniczny, postarałam się rozważyć już moje noworoczne postanowienia. Te bardziej osobiste zachowam dla siebie, z wami chcę podzielić się tymi czytelniczymi:

1. Więcej czytać! Znacznie więcej!
2. Wytrwale czytać lektury.
3. Bardziej selekcjonować pożyczane/kupowane książki.
4. Czytać więcej literatury azjatyckiej.
5. Czytać więcej poezji.
6. Czytać utwory Noblistów.
7. Udzielać się na blogu.
8. Brać udział w wyzwaniach.
9. Wybrać się na jakieś Targi Książki.
10. Mieć więcej czasu na czytanie!

Nic odkrywczego, a jednak zapisanie ich stwarza dla mnie pewne poczucie obowiązku. Teraz potrzeba mi jedynie wytrwałości i cierpliwości. 


Jak to ze mną często bywa, robię wiele rzeczy na odwrót, zamiast zacząć od Świąt zaczynam od Sylwestra. 

Chciałabym życzyć Wam Kochani, by nadchodzące Święta były czasem radości spokoju i rodzinnego ciepła. Nie wasze stoły ugną się od nadmiaru jedzenia, a pod choinką zabraknie miejsca na prezenty. Bądźcie zdrowi, cierpliwi i szczęśliwi, spełnieni  w życiu zawodowym i osobistym. Nowy Rok niech przyniesie wam nowe, pozytywne doświadczenia, a także niech będzie udany czytelniczo!  

Coś się kończy, coś zaczyna. Warto zwolnić i zobaczyć wszystkich wspaniałych dla nas ludzi, bo to oni tworzą naszą magię świąt.




A ja jak co roku oglądam Rudolfa ;)



piątek, 21 grudnia 2012

LITERATURA. Tancerka Mao - Qiu Xiaolong - Opinia


Tancerka Mao – Qiu Xiaolong







Autor: Qiu Xiaolong
Tłumaczenie: Sławomir Kędzierski
Tytuł oryginału: A loyal character dancer
Seria/cykl wydawniczy: Inspektor Chen tom 2
Wydawnictwo: AMBER
Data wydania: 2002 (data przybliżona)
ISBN: 978-83-241-3127-3
Liczba stron: 287









         Żeby kogoś dobrze poznać, należy wpierw zrozumieć środowisko, w którym się obraca. Zasada ta nie tyczy się tylko ludzi, a nie inaczej jest w przypadku mojej pasji. Aby zrozumieć kulturę Japonii, muszę poznać ogólny zarys środowiska Azji. „Tancerka Mao” była dobrym powodem by uzupełnić swoje braki w historii Chin, bo wiedza w tym temacie była dla mnie zupełnie obca.

         XX wieczny Szanghaj nie jest bezpiecznym miejscem. Gangi nie są niczym zaskakującym, ich działania jednak bardzo. Chen i Catherine mają przed sobą trudne zadanie i ze ścigających mogą stać się ściganymi. Czy chińsko-amerkykańskie śledztwo zakończy się sukcesem?

         Jak już wspomniałam, historia Chin gra w powieści dużą rolę. Warto więc przed lekturą zapoznać się z pojęciami takimi jak „rewolucja kulturalna” czy „Mao”. Myślę, że autor mógł zamieścić choć ogólny zarys polityczny Chin, jeśli przewidywana była sprzedaż książek poza terenami Azji. Jeśli chodzi jednak o przedstawienie życie Chińczyków w tamtym okresie, nie mogę nic zarzucić. Pokazanie, dla nas czegoś zupełnie nowego, orientalnego, zarówno z punktu widzenie mieszkańca Chin Chena, jak i z perspektywy amerykanki Catherine, było świetnym rozwiązaniem. Co do dwóch głównych, wspomnianych bohaterów, autor bardzo dobrze przedstawił rozwijanie się ich relacji, pokonywanie różnic kulturalnych czy poglądowych. Rozdziały upływają szybko, w przeciwieństwie do akcji, która rozwija się dość powolnie. Nie sądzę by autor wykorzystał cały jej potencjał, chociażby w ukazaniu związku między dwoma śledztwami, które mogło być znacznie ciekawsze. W pewnym momencie czytania, zaczęłam obawiać się o brak jakiegokolwiek punktu kulminacyjnego. Niepotrzebnie, choć przyznam, że był on mało spektakularny. Wszystko co do tej pory napisałam, przedstawiać może moją zupełną niechęć do książki. Mimo to spędziłam przy niej miło czas. Specyficzny klimat udzielił mi się, choć gdyby powieść miała większą ilość storn mogłoby wypaść to znacznie gorzej. Dlatego cieszę się, że zakończenie, acz w większości wyjaśnione, jest całkiem otwarte pozostawiając autorowie pewną możliwość kontynuacji. Nadmienię dodatkowo, że ogromnie przypadły mi do gustu wszystkie ukazane chińskie przysłowia z mądrościami życiowymi.

         Podsumowując, wprawdzie książkę przeczytałam w ramach kategorii „Zagraniczna powieść z dreszczykiem” grudniowej trójki e-pik, nie do końca nadawała się do tego określenia. Mimo wszystko chętnie przeczytałabym wcześniejsze przygody inspektora Chena.  


Książka przeczytana w ramach wyzwanie grudniowej "Trójki e-pik".



piątek, 14 grudnia 2012

LITERATURA. Anioły i demony - Dan Brown - Opinia


Anioły i demony – Dan Brown








Autor: Dan Brown
Tłumaczenie: Bożena Jóźwiak
Tytuł oryginału: Angels and Demons
Wydawnictwo: Wydawnictwo Albatros
Data wydania: maj 2009 (data przybliżona)
ISBN: 978-83-7359-838-6
Liczba stron: 560








        Zapewne nie raz od znajomych/przyjaciół/kogokolwiek zdarzyło ci się usłyszeć jakże irytujące zdanie: „Szkoda, że cię nie było”. Następnie, rozpoczyna się tyrada wychwalania minionego wydarzenia, a ty zaczynasz żałować, że zrezygnowałeś czy nie miałeś czasu. Ja w takim razie powiem ci: szkoda, że nie czytałeś „Aniołów i demonów”. Jednak w tym przypadku, sytuacja jest o tyle lepsza, że książkę możesz jeszcze przeczytać. I powinieneś zrobić to jak najszybciej!

        Co może połączyć, zdawać by się mogło, odległe światy religii i nauki? Nic innego jak wizja nadciągającej katastrofy. Zagadkowy wypalony znak na ciele martwego fizyka? Broń masowej zagłady? Od wieków nie istniejące bractwo wydaje się powracać? A to wszystko w czasie konklawe? I jaki związek mają z tym wszystkim Robert Langdon i Vittoria Vetra?

        Jeśli chodzi o stronę techniczną, pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy czytelnikowi będą zapewne niemiłosiernie krótkie rozdziały liczące od pół strony do góra pięciu kartek. Na szczęście, po około stu stronach, dzięki przyzwyczajeniu, przestaje być tak męczące z czasem, a wręcz staje się plusem. Urywanie wątków w odpowiednich momentach, sprawia iż czytelnik nie potrafi oderwać się od lektury. Przyznaję jednak, że po około sześćdziesięciu stronach czytanych naraz, zaczynałam być nieco wyczerpana i musiałam zrobić choć krótką przerwę w czytaniu.

        Od strony fabuły byłam niezaprzeczalnie oczarowana i urzeczona przebiegiem wydarzeń. Nie pamiętam, w jakiej ostatnio książce spotkałam się z tak szybko rozwijającą się akcją. Byłam porażona ogromem wiedzy autora, bynajmniej nie na jeden wybrany temat, a na cały szereg zagadnień. Nawet skomplikowane kwestie związane z fizyką były wyjaśnione w przejrzysty i wystarczający do zrozumienia przedstawionych sytuacji sposób. Fenomenalnie przedstawiona kompatybilność historii i przedmiotów ścisłych, która ma tutaj duże znaczenie, dla mnie była bardzo zaskakująca. Książka to także swoisty przewodnik po Rzymie, w którym opisane są miejsca zarówno znane jak i te o których słyszałam po raz pierwszy. Nie wpisujące się w format, niebanalne opisy zabytków, nie pozwoliły zwolnić akcji. Dodam, że posiadanie tak olbrzymiej wiedzy historycznej głównego męskiego bohatera, to dla mnie marzenie i w pewnym stopniu motywacja do kontynuowania mojego zamiłowania do historii.

        Dan Brown to mistrz swojego rzemiosła, który stworzył liczne, świetnie rozbudowane postacie, zarówno pierwszoplanowe jak i ten dalsze. Poznajemy je w wystarczającym stopniu, a każda jest unikatowa. Kolejną zaskakującą mnie kwestią były zwroty akcji. W całokształcie nie powinny być niczym nieoczekiwanym. Jednak autor serwuje nam je także w wątkach pobocznych, co spotka się z moją pełną podziwu aprobatą. Całe napięcie przesycające powieść jest dyskretnie rozładowywane dzięki zabawnym wstawkom, które aczkolwiek nie zmieniają koncepcji całokształtu. Na cały klimat utworu składają się również misterne żonglowanie metaforami i porównaniami, nie są one jednak wymuszone i zdecydowanie wpisują się w całość.

        Niesamowicie cieszę się, że dzięki akcji „Trójka e-pik”, skłoniłam się do przeczytania powieści jeszcze w 2012 roku. Zajmie ona zdecydowanie jedno z wyższych miejsc w rankingu podsumowującym mój czytelniczy rok. 


Książka przeczytana w ramach wyzwania  grudniowej "Trójki e-pik"




sobota, 8 grudnia 2012

LITERATURA. Folwark zwierzęcy - George Orwell - Opinia


Folwark zwierzęcy – George Orwell








Autor: Grorge Orwell
Tłumaczenie: Bartłomiej Zborski
Tytuł oryginału: Animal Farm
Wydawnictwo: DaCapo
Data wydania: 1995 (data przybliżona)
ISBN: 83-86611-88-X
Liczba stron: 128









        Są takie lektury, które pomimo małej liczby stron zniechęcają uczniów. Historia świni, która próbuje przejąć władzę – tak brzmi w jednym zdaniu treść książki w ogromnym skrócie. Ale zaraz, zaraz... Czy to nie brzmi znajomo? Oczywiście, wszyscy mieli na tyle kultury, by oszczędzić nazwania kogoś wprost, jakże obraźliwym przydomkiem – świnią. Co innego jakże niesubtelne porównanie zaprezentowane przez Orwella. I tu już zaczyna robić się ciekawiej.

        Farma Johnsa zapewne nie jest jedyną w Anglii, której nie wiedzie się najlepiej. Jest za to jedyną, której mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w własne ręce. I bynajmniej nie mówimy tu o właścicielu i jego żonie.

        Idea jest piękna – wolność, równość, wspólna praca, wzajemna pomoc. Na idei jednak się kończy. Czyże jest państwo bez przywódcy? I tu tkwi największy szkopuł naszych bohaterów, czyli prawidłowa decyzja o jego wyborze. Popatrzmy dalej. Czy tak właściwie mają oni głos w jego wyborze? Oczywistą decyzją wydaje się być wybór, nie o tyle inteligentnego, co charyzmatycznego kandydata - w naszym wypadku, najprawdziwszej świni. Tym samym, najważniejsze urzędy powinny otrzymać również świnie, w końcu to najinteligentniejsze zwierzęta w folwarku. I nie miało tu wcale znaczenia, że inni mieszkańcy również posiadali takie same, jak nie wyższe, kompetencje. Jak brzmiało jedno ze zwierzęcych przykazań? Coś o równości? Nie, gdzie tam. Od samego początku przedsięwzięcie sypie się jak domek z kart, skazane na porażkę. Inteligencja nie może działać bez klasy robotniczej i odwrotnie. Co jednak gdy inteligencja zostaje wypędzona, bądź nie ingeruje w sprawy państwa. Klasa robotnicza również skazana jest na porażkę, w większości będąc manipulowana przez media i przesiewane informacje. Utknęliśmy w martwym punkcie.

        W moim celu było nie tradycyjne przedstawienie opinii o fabule, akcji czy bohaterach, a głęboki ukłon w stronę pomysłu, dzięki któremu został ukazany system totalitarny. Jasne, metaforyczne przesłanie wywiera spore wrażenie. Nie nazwę jednak tej książki interesującą. Temat jest naprawdę ciężki i potrafię zrozumieć, że w głównej mierze, nie zaciekawi przeciętnego gimnazjalisty. Jednak nie jest to głównym celem „Folwarku zwierzęcego”. Uświadomienie odbiorcy jak wiele grozy niesie manipulacja i zwykła ciemnota, to właściwy przekaz książki, co spełnia w zupełności.  

wtorek, 4 grudnia 2012

Liebster blog!





Zasady:
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


(Trochę odejdę od zasad przy "Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów".)

Pytania otrzymane od Nekou Nerkori:


1. Jak to się stało, że stworzyłaś bloga? Co Cię do tego skłoniło?

Głównym czynnikiem, który skłonił mnie do założenia blogów była... pamięć. Chciałam mieć swoje miejsce, w którym mogłabym zapisać odczucia i refleksje towarzyszące mi przy lekturze/filmie/etc. Myślę, że jest to również świetna możliwość do podszkolenia warsztatu pisarskiego i nauki budowania własnej opinii na wszelakie tematy. 

2. Częściej masz koszmary czy przyjemne sny?

Sądzę, że po równo. Nie przytrafiają mi się klasyczne horrory, a raczej w głównej mierze sny smutne. Zdarza mi się również krzyczeć przez sen, lunatykować, a mówienie przez sen jest chyba u nas rodzinne. 

3.  Jaka jest Twoja ulubiona pora roku i dlaczego?

Ciężko mi stwierdzić. Lubie zimę, tylko gdy mogę spoglądać na zaśnieżone otoczenie za oknem spod cieplutkiego kocyka. W ziemie jest również adwent, coroczne szkolne kolędowanie, święta, moje urodziny i walentynki. 
Lato uwielbiam za mnóstwo wolnego czasu, które mogę poświęcić na co tylko chce: pasje, przyjaciół czy też zwykły odpoczynek. Jest to również czas spełniania małych marzeń, choć ostatnio zaczynam odchodzić od mojego umownego postanowienia. 

4. Czego nigdy, za żadne pieniądze byś nie zrobiła?

Nie poświęciłabym przyjaciół/rodziny dla pieniędzy. To pierwsze co przyszło mi na myśl. 

5. Jaka jest Twoja ulubiona książka?

Zdecydowanie za trudne pytanie, jest za dużo, które lubię, bym mogła wymienić jedną. Jeśli jednak ktoś dalej upiera się przy pytaniu, dla świętego spokoju odpowiadam "Quo Vadis"

6. Oglądasz seriale zagraniczne? (nie azjatyckie!)

Oglądam i uwielbiam!!! Pretty Little Liars, Vampire Diaris, Gossip Girl, Merlin, Game of Thrones, Desperate Houswives.

7. Jaki talent chciałabyś mieć?

Chciałbym mieć wystarczający talent bym mogła kontynuować naukę gry na pianinie. Choć tu właściwie chodzi o samozaparcie, a nie o talent. Jednakże, rezygnację z fortepianu uważam za jeden z moich największych błędów. Może więc talent do unikania błędów? 

8. Często oglądasz telewizję? Czemu tak/nie?

Nie oglądam telewizji (chyba że leci Harry Potter bądź film który chce zobaczyć w naprawdę dobrej jakości np. Pianista). Nie cierpię dubbingu, preferuję napisy. Wszystko co oglądam, oglądam online. 

9. Lubisz podróżować? Czemu tak/nie?

Uwielbiam! Historia to coś co kocham, lubię więc zobaczyć miejsca, o których uczę się, na żywo. Kocham poznawać nowe kultury i czasem zgubić się w jakimś obcym mieście. Na podróżowanie "na walizkach" zbieram długo siły, ale na kilkudniowy wypad gdzieś bliżej nie trzeba mnie długo namawiać. Podróż marzeń: Japonia!

10. Podaj jedno swoje marzenie z dzieciństwa.

Nie będę zbyt oryginalna. Jako dziecko chciałam zostać księżniczką, a na księcia z bajki wciąż czekam (;))

11. Jak widzisz siebie za 30 lat?

Poważną, światową kobietę, pełną gracji i wdzięku, której wszystkie marzenia się spełniły. Choć zapewne dalej będę panikować przy każdej możliwej okazji, a dramatyzm mam wrodzony, nie pozbędę się go za 30 lat. 



Odpowiedzi potraktujcie z przymrużeniem oka, miałam świetną frajdę odpowiadając na pytania. 
Dziękuję za nominację!!!

Moje pytania:

1. Jaką jedną cechę charakteru zmieniłbyś w sobie?
2. Jakie są twoje postanowienia na 2013 rok?
3. Jaki film, według ciebie, powinien obejrzeć każdy?
4. Jakiego języka chciałbyś się nauczyć? Dlaczego?
5. Czy spełniłeś jakieś swoje marzenie w tym roku? Jakie?
6. Czym dla ciebie jest pasja? 
7. Wolałbyś podróż w czasie do przyszłości czy przeszłości?
8. Miejsce do którego chcesz wrócić to...? 
9. Czyj plakat powiesiłbyś nad łóżkiem?
10. Jakie czytasz czasopisma?
11. Ulubiona bajka Disney'a?


Do zabawy zapraszam: 
autorkę bloga: "Anna - moje książki"
autorkę bloga: "Czytam i smakuje..."
autorką bloga: "Kawaii MANIAC"

poniedziałek, 3 grudnia 2012

LITERATURA. Jesienna miłość - Nicholas Sparks - Opinia


Jesienna miłość – Nicholas Sparks








Autor: Nicholas Sparks
Tłumaczenie: Andrzej Szulc
Tytuł oryginału: A walk to remember
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: wrzesień 2007
ISBN: 978-83-7359-620-7
Liczba stron: 208









        Moim postanowieniem na tegoroczną jesień było przeczytać, dla mnie pierwszą, powieść Sparksa. I choć samo polskie tłumaczenie tytułu zupełnie nie odnosi się do treści książki, kiedy czytać „Jesienną miłość” jak nie w listopadzie?

        Lata sześćdziesiąte XX wieku wcale nie różniły się tak bardzo od dzisiejszych czasów. Siedemnastoletni Landon tak jak jego współcześni rówieśnicy myśli na jakie studnia skierować się po ukończeniu liceum, a także kogo powinien zaprosić na bal organizowany w jego szkole. Początkowo nic nieznaczący wieczór w życiu Landona, może okazać się kamieniem milowym w jego drodze do dojrzałości.

        Nicholas Sparks. Znany i uznawany współczesny pisarz, tworzący wzruszające, romantyczne historie. Przez wielu stawiany w czołówce twórców miłosnych opowieści. Może dlatego, podchodząc do „Jesiennej miłości” postawiłam jej naprawdę wysokie oczekiwania, które nie do końca spełniła. Całość utworu nie jest zła. To przyjemna, poruszająca historia, lekka do czytania. Jeden, główny wątek, na którym autor skupił całą swą uwagę i parę lekko zarysowanych wątków pobocznych, które znikają patrząc na całokształt. To samo tyczy się bohaterów. Tych drugoplanowych możemy policzyć na palcach jednej ręki. Landon i Jamie, również potraktowani są nieco po łebkach, choć sądzę, że pisarz świetnie przedstawił relację między nimi. Ktoś może powiedzieć, że spowodowane jest to zbyt małą liczbą stron. Dla mnie jednak była ona odpowiednia i w wypadku większej ilości, akcja straciłaby swą wartkość. Myślę, że właśnie szybko tocząca się fabuła, jest najlepszym atrybutem powieści. Nie zapomniałam również o mistrzowskim zakończeniu, które pozostawia czytelnikowi wiele pytań i możliwości własnego dopowiedzenia historii.

        Dlaczego napisałam więc, że książka w ostateczności nie spełniła moich oczekiwań? Myślę, że zawiniło tu właśnie osławione nazwisko autora, po którym spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego. Może, gdyby na książce widniało zupełnie nieznane mi imię, ocena mogłaby być nieco wyższa. Tymczasem, odniosłam wrażenie iż sława wyprzedziła samego pisarza lub po prostu trafiłam na jedną z tych mniej udanych pozycji. 

niedziela, 25 listopada 2012

LITERATURA. Ukryte żony - Clarie Avery - Opinia


Ukryte żony – Clarie Avery







Autor: Clarie Avery
Tłumaczenie: Magdalena Filipczuk, Julia Gryszczuk-Wicijowska
Tytuł oryginału: Hidden wives
Wydawnictwo: Znak 
Data wydania: marzec 2012
ISBN: 978-83-240-1692-1
Liczba stron: 384








        Jeśli szukasz książki, która jest lekką opowieścią, pełną romantyzmu i niewinnych, wzruszających wątków, odłóż „Ukryte żony” na najwyższą, niewidoczną półkę. Odłóż, bo nie jest to szczęśliwa lektura, ale za to znacznie bardziej wartościowa, mówiąca o wierze i nadziei. A jeśli jesteś gotowy na wstrząsającą i drastyczną akcję, nie pozostaje ci nic innego jak zatopić się w niesamowicie pochłaniającej książce dwóch sióstr piszących po pseudonimem Clarie Avery.

        Sara i Rachel, żyją w rodzinie poligamistycznej, przynależącej do mormońskiej wspólnoty. W ich życiu nie ma miejsca na śmiech, radość, miłość czy marzenia. Okrutny los nie oszczędza młodych dziewczyn i już za niedługo będą musiały wyjść za mąż i stać się kolejną z żon-sióstr. A może znajdzie się ktoś, kto zechce im pomóc?

        Poligamia? Prehistoria. Sekty? Tylko na filmach. Małżeństwa z własną rodziną? Nie przy dzisiejszym prawie. A jednak wszystko to okazało się być tak przekonująco realne w powieści, która nie raz przyprawia o dreszcze. Całą książkę towarzyszyło mi tylko jedno pytanie: dlaczego? Okrutne odbieranie Sarze i Rachel każdej nadziei, radości, nie wspominając o świadomości własnej wartości, przeżywałam oburzona bezlitosną niesprawiedliwością. Denerwowałam się i płakała wraz z każdym ich upadkiem, uświadamiając sobie, że obie były tylko dziewczynkami w moim wieku. Autorki nie budują fałszywego świata, ale ukazują nam zupełnie nowy, dotąd nieznany mi system. Zdawałam sobie sprawę, że właściwie, rodziny takie jak przedstawione w książce, mogą gdzieś istnieć, co było bardzo bolesnym spostrzeżeniem. Pomimo tak wielu krzywd i nieszczęśliwych zrządzeń, cieszyłam się z każdego drobnego powodzenia. Same bohaterki są przykładem ogromnej siły, odwagi i nieustannej, niezłamanej wiary w lepsze jutro, która była tak bardzo groteskowa w całej historii. A to właśnie ona pozwalała im marzyć i mieć nadzieję. Sama książka, choć nie należy ani do tych cienkich, ani tych z wysoką liczbą stron, porywa, zaskakując akcją na każdym kroku. Najważniejsza jednak jest cała wspomniana gama emocji, bo osobiście od dawana nie spotkałam się z powieścią, która poruszyłaby mnie tak bardzo. W pewien sposób pozwoliła mi również docenić świat w jakim żyje. Codzienna normalność, a nawet rutyna, przy tej powieści wydała się zbawcza.

        Powieść polecam osobom szukającym niebanalnej historii, która w żadnym przypadku nie jest historiom szczęśliwą. Przyznam jednak, że to chyba jedna z lepszych książek jakie miała okazje przeczytać w 2012 roku.