Image Map
Image Map

niedziela, 8 października 2017

PODRÓŻE: Czarnogóra #1 - Cetinje, Njegusi, Budva

Zaledwie jakiś miesiąc temu wracałam autokarem zachwycona Czarnogórą. Teraz mam wrażenie, że od moich wakacji minęło co najmniej pół roku! To było 10 dni w zupełnie innej rzeczywistości, którą chciałabym się z wami podzielić. Dzisiaj jeden właśnie z tych dni, w którym odwiedziliśmy Cetinje, Njegusi i Budvę, a także przeżyliśmy najbardziej ekstremalny roadtrip naszego życia.

Widok na Bokę Kotorską



Jadąc do Czarnogóry spodziewaliśmy się pięknego morza. W końcu wiedzieliśmy, że państwo to leży nad Adriatykiem, a że sama miałam już kiedyś okazję nieraz w nim pływać (co prawda nie w Czarnogórze), wiedziałam że nawet we wrześniu będziemy zadowoleni. Co nas najbardziej zaskoczyło w tym kraju to góry. Góry, których ogrom, potęgę i piękno, nie jest w stanie zobrazować żadne zdjęcie. Moje zaskoczenie było tym większe, iż przez mój Intagram i Facebook przewija się mnóstwo kont poświęconych podróżom i turystyce, tymczasem nie przypominam sobie bym widziała gdzieś pośród nich jakieś ujęcia z Czarnogóry. A to wielka szkoda. Jeśli tego niewielkiego bałkańskiego kraju nie ma na waszej podróżniczej wishliście, przemyślcie to, bo Czarnogórę naprawdę warto poznać.

Wycieczka do Cetinje, Njegusi i Budvy przypadła w nasz drugi dzień pobytu w Czarnogórze, a trzeci dzień wycieczki. Chciałabym zaznaczyć, że całą podróż (oczywiście oprócz rejsów) odbywaliśmy wycieczkowym autokarem i zaręczam wam, dostarczył nam on znacznie więcej atrakcji, niż jakbyśmy zdecydowali się na podróż samolotem czy wypożyczenie samochodu.

Widok na panoramę Budvy w drodze do Cetinje

Cetinje to miesjscowość dla Czarnogórców szczególna. Położona między górskimi szczytami, stanowi kolebkę czarnogórskiej państwowości i kultury, a dzisiaj nosi nazwę honorowej stolicy Czarnogóry. Miasto to było stolicą bowiem do 1918 roku. Oprócz tego Cetinje uważane jest również za duchowe centrum kraju, ze względu na znajdujący się tam Monaster Narodzenia Matki Bożej. Pierwszy klasztor pod tym wezwaniem powstał tu pod koniec XV wieku, jednak uległ zniszczeniu w wieku XVII na skutek najazdu wojsk osmańskich. Obecna świątynia została wybudowana w 1701 roku, między innymi z pozostałości starego klasztora. Podczas naszej wizyty pod świątynią trwał akurat jakiś festyn czy inne wydarzenia, a na scenie można było ujrzeć pary w tradycyjnych czarnogórskich strojach, wykonujące ludowe tańce.




Drugim obiektem, który w Cetinje udało nam się zobaczyć, był pałac króla Mikołaja. To budynek o tyle zadziwiający, gdyż zupełnie odbiegał od pałacowego wzorca, do jakiego europejskie zamki mnie przyzwyczaiły - przynajmniej z zewnątrz. W środku natomiast czekały na nas bardzo dobrze zachowane zabytki architektury rezydencjonalnej i ciekawa opowieść o królu Mikołaju i jego rodzinie. Nie chciałabym tutaj przytaczać całej historii Czarnogóry, wspomnę tylko że budynek powstał w latach 60. XIX wieku, a swój obecny kształt zawdzięcza przebudowie z 1910 roku, kiedy Mikołaj został królem. Moją uwagę przyciągnęła także piękna królowa Milena, żona króla Mikołaja, chciałoby się rzec, czarnogórska Sissi.



Droga gdzieś pomiędzy Cetinje a Njegusi

Nie sposób jest nie wspomnieć o emocjach, jakie zapewnił nam sam dojazd do Cetinje, a później dalej do Njegusi i z powrotem na wybrzeże. Góry w Czarnogórze zapewniają mnóstwo emocji - czy się palą, czy trzeba przez nie przejeżdżać, czy trzeba przez nie przejeżdżać gdy się palą - a poznaliśmy wszystkie trzy opcje. Drogi prowadzące przez górskie szczyty wciąż są w budowie, dlatego też pół naszej trasy odbywało po żwirowych nawierzchniach, gdzie oprócz naszego autobusu nie mieściły się żadne inne pojazdy, a często samochody z naprzeciwka musiały po tych krętych serpentynach cofać. Największą wysokością, na jaką wyjechaliśmy tego dni było 1400 m. n.p.m., a jeśli kiedykolwiek jechaliście autobusem to wiecie, jak szerokie zakręty trzeba nabrać, aby się zmieścić. Z tego miejsca ogromne brawa dla panów kierowców, którzy z zimną krwią pokonali te liczne serpentyny, na których, a jakże, brak było jakichkolwiek barierek, bowiem droga była w remoncie. Jak możecie się domyślać, typowy dla wycieczek wesoły autobus zupełnie zamilkł z grobową miną.

Pośród tego gąszczu serpentyn można było zejść na szlak prowadzący do mauzoleum Piotra II Petrovića-Njegosza, władcy Czarnogóry, które usytuowane jest na drugim co do wielkości szczycie w paśmie gór Lovćen.

Wiele górskich zbocz zostało strawionych pożarami



Po takich przeżyciach degustacja rakiji w Njegusi zdawała się być konieczną do kontynuacji podróży. Oprócz tego mieliśmy okazję spróbować również wyrabianej na miejscu szynki przypominającej parmeńską, a także koziego sera, wina Vranac i pysznego soku z granatów. Warto przeżyć podróż każdym z ludzkich zmysłów, w tym i smakiem. Mieliśmy okazję również wejść do miejsca, w którym szynka jest przygotowywana i opalana.


Zanim dojechaliśmy do kolejnej miejscowości, która była jednym z celów naszej wycieczki, znowu mogliśmy się raczyć obłędnymi czarnogórskimi widokami. Tym razem zamiast kamiennego morza górskich szczytów, osnutego dymem dogorywających pożarów, ujrzeliśmy jednen z najpiękniejszych czarnogórskich widoków - Bokę Kotorską. O niej opowiem wam jednak w czwartym z wpisów z Czarnogóry, który będzie poświęcony rejsowi po Boce.


Popołudniu dotarliśmy do Budvy. Miejscowość ta zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie i gdybym kiedykolwiek chciała przyjechać do Czarnogóry na własną rękę, to właśnie Budvę wybrałabym na moje miejsce pobytu. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Budva, obok Kotoru i Herceg Novi, to jedno z najbardziej obleganych przez turystów miejsc - jest to w końcu centralny ośrodek riwiery budwańskiej. Mimo to, spacerując uliczkami Budvy nie odczułam tłoku czy turystycznego gwaru.

Legenda o założeniu Budvy mówi, iż Kadmos, fenicki heros wydalony z Teb, postanowił osiedlić się w tym miejscu ze swoją żoną Harmonią. Według archeologów pierwsza osada powstała tu prawdopodobnie w IV wieku p.n.e. Miasto należało przez wieki m.in. do Cesarstwa Rzymskiego, następnie Bizantyjskiego, książąt Duklji i Zety, podlegało Wenecji czy monarchii Habsburskiej. Uległo również kilku trzęsieniom ziemi, w tym trzęsieniu z 1979 roku, które mocno naruszyło budwańską starówkę.



Stare miasto w Budvie znajduje się na cyplu i jest naprawdę uroczym miejscem. Wenecjanie w XV wieku otoczyli je murami. Na starówkę można wejść dwoma bramami: morską i lądową. Warto po prostu zgubić się między wąskimi kamienistymi uliczkami, co jest jedną z moich ulubionych form spędzania wolnego czasu w takich miejscach. Polecam również zwiedzić zabytki, jakie budvańska starówka kryje.

Cytadela stanowi część murów otaczających miasto - można więc powspinać się po schodach i dać się zachwycić falom rozbijającym się o skały, ale także zajrzeć do biblioteki czy na wystawę makiet okrętów. Podczas naszej wizyty trwała tam ślubna sesja i wyobrażam sobie, że zdjęcia z takiego miejsca muszą być cudowne.



Oprócz tego udało nam się również zajrzeć do Konkatedry św. Jana Chrzciciela i Cerkwi Świętej Trójcy. Niestety, nie można było w miejscach tych robić zdjęć, ale zapewniam was, że zajrzeć warto. Wspomnę jeszcze, że była to moja pierwsza wizyta w cerkwi, w ciągu mojego dwudziestoletniego życia.

Co jeszcze zrobić w Budvie? Poczuć klimat nadmorskiego miasta! Usiąść na kamiennym murku i wsłuchać się w melodię wygrywaną na gitarze przez ulicznego grajka i szum morza. Zjeść obłędne lody. Przespacerować się po plaży. Cieszyć się ulotną chwilą.



Ostatnim przystankiem na naszej trasie był punkt widokowy na wyspę św. Stefana. Podróż powrotną bowiem odbyliśmy Magistralną Adriatycką, z której mogliśmy podziwiać widoki na Adriatyk. Wyspa św. Stefana obecnie stanowi ekskluzywny hotel.


Na dziś to już koniec relacji z zaledwie jednego dnia w Czarnogórze. Co jeszcze wam w przyszłości pokażę? Bar i Stary Bar a także kanion rzeki Moracza, Podgorice i Jezioro Szkoderskie, a także wspomniany wcześniej rejs po Boce Kotorskiej. Serie postów o Czarnogórze zakończymy wpisem z przydatnymi informacjami i tym, co mnie w Czarnogórze zaskoczyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz