Namiętność
po zmierzchu – Sadie Matthews
Autor:
Sadie Matthews
Tłumaczenie:
Patrycja
Zarawska
Tytuł
oryginału: Fire
After Dark
Seria/cykl
wydawniczy: Fikcja
Wydawnictwo:
Hachette
Data
wydania: 15
stycznia 2013
ISBN:
9788377399804
Liczba
stron: 328
Za
oknem chlapa, w sercu jesienna chandra, czemu nie sięgnąć po coś
rozgrzewającego? I bynajmniej nie mówię tu o niejakiej herbacie z
prądem, ale o gorącej powieści, która poruszy najuboższą
wyobraźnie czytelników. A jeśli masz ją bogatą... sięgasz po
książkę na własną odpowiedzialność.
Nie
jeden z nas marzy czasem wyrwać się z otaczającej na
rzeczywistości – tak po prostu, zacząć w nowym miejscu, z
czystym kątem, a może nawet całkiem inną kreacją samego siebie.
Nie zawsze starcza nam to odwagi. Beth po ciężkich przejściach
decyduje się na radykalny krok, a kilka tygodni w Londynie może
odmienić cały jej dotychczasowy pogląd na świat, a może i
osobowość.
Nigdy
nie czytałam tego typu powieści, których po sukcesie
„Pięćdziesięciu twarzy Greya” mogliśmy obserwować wysyp na
rynku. I nie do końca rozumiałam ich fenomen – będąc szczerą,
nie rozumiem dalej. Twór autorki, mówiąc kolokwialnie, nie jest
ani dobrym porno, ani dobrym romansem. Swoista hybryda, zdecydowanie
nie spełniła moich oczekiwań.
Powieść
rozpoczyna się całkiem interesująco – Londyn, młoda dziewczyna,
jakieś dramaty z przeszłości, to wątki które aż proszą się by
stworzyć z nich świetną historię. Co robi jednak pisarka? W dużej
mierze serwuje najbardziej oklepane i przewidywalne rozwiązania. I
bynajmniej nie potrzebna jest tutaj wnikliwa obserwacja i rozważania
czytelnika, który mógłby cieszyć się, że potrafił odgadnąć
kolejne wydarzenia skomplikowanej fabuły. Linia fabularna jest do
bólu prosta i spłycona, tak jak i wątki poboczne, które można by
było znacznie bardziej rozbudować i ubarwić. Myślę, że samo to
wpłynęłoby już na wartkość akcji i przyciągnięcie uwagi.
Tymczasem, czytając odczuwałam niejednokrotnie znużenie: tego
można było się spodziewać, to znów się powtarza, a tamto jest
najbanalniejszym pomysłem. Ciężko by mówić o odczuwaniu jakiś
szczególnych emocji, może poza zniesmaczenie w jednym, najbardziej
drastycznym momencie książki. Punkt kulminacyjny jest całkiem
spektakularny, ale te kilka stron nie wynagradza mierności reszty
książki. Nie zapominam także o bohaterach, do których nie
potrafiłam poczuć ani krzty sympatii. Główne postacie są
niesamowicie schematyczne i w dużej mierze przerysowane, a pozostałe
bardzo słabo przedstawione. Szkoda, gdyż mogliby narobić sporo
zamieszania i fermentu w lekturze. Historia Beth nie jest znów tak
bardzo monotonna, lecz na pewno naiwna i mało realistyczna. Pisarka
opowiada ją lekkim, płynnym stylem, niezbyt bogatym, ale wydaje mi
się, że charakterystycznym dla czytadeł, które zapomnimy miesiąc
po odłożeniu książki. Nie odczuwam tego jako negatywną cechę,
ale bardziej jako neutralną. Co jest zatem pozytywne? Z pewnością
wspomniany punkt kulminacyjny, jedyny moment mogący poruszyć
czytelnika, a także umiejscowienie akcji w malowniczym Londynie.
Autorka całkiem nieźle wykorzystała lokalizacje, która stanowiła
świetne tło dla akcji.
Myślę,
że jeśli ktoś koniecznie szuka erotycznego, gorącego opowiadania,
to w internecie można znaleźć o wiele lepsze i równie długie
fanfictions. Przeznaczenie pieniędzy na tą marną opowieść jest
dla mnie nieco śmieszne, gdy na półkach w księgarni czeka tyle
wartościowych, ale i lekkich powieści.
Może po przeczytaniu 50 twarzy Greya skuszę się po tą książkę. Kilka razy już słyszałam o niej. Ale może się zastanowię, bo skoro można znaleźć lepsze książki.
OdpowiedzUsuń