Bardzo lubię czytać powieści historyczne, chociaż sięgam po nie zadziwiająco rzadko. Zazwyczaj ciągnie mnie w stronę Anglii za czasów panowania Tudorów, albo do opowieści z okresu II Wojny Światowej. Nie mniej jednak, chętnie zaglądam do książek opowiadających o innych epokach czy innych miejscach na świecie. Tym razem padło na XIV-wieczną Francję.
Chociaż mam dla was dzisiaj opinię o pierwszym tomie Królów przeklętych, należy wspomnieć, że zawiera on tak właściwie trzy części: Król z żelaza, Zamordowana królowa i Trucizna królewska. Wszystkie trzy przeczytałam jednak jednym tchem, jak gdyby stanowiły jedną część i w ten sposób właśnie je traktuje.
Maurice Druon zaprasza nas na królewskie zamki, trakty handlowe, zamknięte wierze i miejsca kaźni, w porywającej opowieści o średniowiecznej Francji. Koniec procesu Templariuszy okazał się być początkiem klątwy padającej na władców Francji - tych koronowanych i tych kierujących losem państwa zza sceny. Nie bez powodów w ludzkiej pamięci pozostała obawa przed piątkiem trzynastego.
Królowie przeklęci to nie tylko opowieść o mężczyznach z rodu Kapetyngów. Chociaż ich historia spaja całą oś fabuły, w powieści znalazło się miejsce dla rozzłoszczonych arystokratów, skorumpowanych duchownych, włoskich bankierów, zubożałej szlachty czy zamkowej służby. Szeroko rozpostarta gama postaci (w której może tylko nieco brakować głosów z najniższych warstw) rozpościera obraz średniowiecznej francuskiej społeczności - barwnej, żywiołowej i... niesamowicie skłonnej do intryg. Kolejne spiski, plany i knowania napędzają historię wciągając czytelnika. Początkowe rozdziały powieści mogą nieco zniechęcać namnażającą się liczbą wątków, które zostają dopiero zarysowane. Warto jest jednak dać szansę historii ponieważ różnorodna plejada bohaterów i epizodów pozwala stworzyć autorowi wciągającą, niebanalną opowieść, która zaskoczy nas nawet mimo ogólnej znajomości historii Francji. Zaczynając lekturę byłam nieco rozczarowana, iż przypisy umieszczone zostały na samym końcu (co jest jednak mało wygodną opcją, szczególnie dla leniwego czytelnika), jednakże wyczerpujące, nawet kilkustronicowe anegdoty historyczne, odnoszące się do jakiegoś zawartego w książce elementu, tak mnie pochłonęły, że z przyjemnością poznawałam kolejne, nieznane mi wcześniej instytucje, zwyczaje czy osobistości z XIV-wiecznej Francji. Z pewnością sięgnę po kolejne części, nie tylko ze względu na interesującą historię, ale także by zobaczyć jak autor dalej poprowadził wykreowanych przez siebie bohaterów. Chociaż ci pierwszoplanowi są mocno zindywidualizowani, jestem ciekawa jak rozwiną się ich kreacje - czy czarni pozostaną czarni, a biali - biali, czy może jednak skończy się na pięćdziesięciu odcieniach szarości.
Książkę warto przeczytać chociażby dla samej postaci barwnego Guccia, który chociaż robi głupoty i jest trochę denerwujący, skłania czytelnika do gorącego kibicowania. To czysta przyjemność, śledzić perypetie młodego bankiera, a jednocześnie szczegółowo poznawać niuanse historii średniowiecznej Francji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz