Tajemnica gwiazdkowego puddingu –
Agata Christie
Autor:
Agata Christie
Tłumaczenie:
Krystyna
Bockenheim
Tytuł
oryginału: The
Adventure of the Christmas Pudding
Wydawnictwo:
Wydawnictwo
Dolnośląskie
Data
wydania: październik
2010
ISBN:
978-83-245-8975-3
Liczba
stron: 259
Pomimo
iż książka została przeze mnie wybrana w kategorii „Powieść z
motywem Świąt Bożego Narodzenia” w grudniowej trójce e-pik, tylko pierwsze opowiadanie z tego zbioru nawiązywało do tematu. Nie
stwarzało to dla mnie jednak żadnej przeszkody, a wręcz jeszcze
bardziej zachęcało. Bowiem, choć nie czytam ich zbyt często,
zbiory opowiadań są przeze mnie niezmiernie upodobane. Jedyną
przeszkodą będzie dla mnie dość istotna kwestia – jak poprawnie
wyrazić swą opinię o tak krótkim utworze?
W
259 stronach autorka zmieściła aż sześć opowiadań, w tym pięć
ze znanym detektywem Herkulesem Poirotem i ostatnie z Jane Marple.
Choć z błyskotliwym Belgiem zdarzyło się mi spotkać w kryminale
„Zerwane zaręczyny”, nie zapisał się on w mej pamięci. Mogłam
więc potraktować opowiadanie Agaty Christie jako moje pierwsze
spotkanie z najbardziej znanymi detektywami jej powieści.
„Tajemnica
gwiazdkowego puddingu” ukazuje nam, wydawać by się mogło
oklepany pomysł w innowacyjnym wydaniu. Kradzież drogocennego
rubinu mogłaby zostać przyjęta przez czytelników ze znużeniem
przez powielanie tematu, jednak czy kiedykolwiek autorka pozwoliła
odbiorcy na nudę? Świetne tło dla tekstu stanowią tradycyjne,
angielskie Święta Bożego Narodzenia. Nie miałam wcześniej okazji
poczytać czy też obejrzeć jak wyglądają one na Wyspach, zarówno
współcześnie jak i w przeszłości, więc był to aspekt, który z
pewnością przyciągnął moją uwagę. Jedne, co mogę zarzucić
autorce, to nienaturalna reakcja bohaterów w jednej ze scen, by nie
zdradzić jednak fabuły, pozostawiam waszemu osądowi i
przypuszczeniom, o którym fragmencie mówię.
„Zagadka
hiszpańskiej skrzyni” zaskoczyła mnie swoją licznością
bohaterów, w całkiem krótkiej formie utworu. O ile w „Tajemnicy
gwiazdkowego puddingu” można jeszcze było domyślić się
rozwiązanie zagadki, w drugim serwowanym nam opowiadaniu,
wyjaśnienie było nadzwyczaj niespodziewane. Wprawdzie Herkules
Poirot nie przypadł mi do gustu, śledzenie jego toku myślenia było
intrygujące. Dodam jeszcze, że ciekawym rozwiązaniem było
nawiązanie do „Ottela” Shakespeare'a.
„Popychadło”, jakkolwiek jest
najdłuższym opowiadanie z tego zbioru, nie mogłoby zostać przez
mnie nazwanym najlepszym. Godnymi uwagi są zastanawiające postacie,
w szczególności lady Astwell, która zdecydowanie zdobyła moją
sympatię. Niekonwencjonalna metoda przesłuchania ewentualnego
podejrzanego poprzez hipnozę także spotkała się z moją aprobatą.
Wniosła nieco świeżości w tradycyjnym zdobywaniu informacji.
Również przedstawienie toku śledztwa, które dla biernego
obserwatora mogłoby wyglądać nieco niedbale, zaciekawiło i
przykuło moją uwagę.
„Dwadzieścia cztery kosy” to
najkrótsze, liczące zaledwie 19 stron opowiadanie. Nie zapadło mi
głęboko w pamięci, acz był to ciekawy pomysł na kryminał. W
pewnym stopniu ukazał, że pozornie nic nie znaczące fakty razem
mogą stworzyć brutalną tajemnice. Krótki, treściwy utwór,
mający w pewnym stopniu swój klimat. I choć zapewne za kilka dni o
nim zapomnę, to chyba opowiadanie z całej szóstki, przy którym
najmilej spędziłam czas. Niepozorność nie oznacza więc
znudzenia.
„Sen” przedstawił nam kolejny
błyskotliwy pomysł na morderstwo. To przy nim zaczęłam zastawiać
się czy spodziewając się zaskoczenia jak to zwyczajnie bywa w
przypadku tworów pani Christie, wiąż możemy nazywać je
zaskakującymi. Brzmi niesamowicie abstrakcyjnie i ze skruchą
przyznam, że podczas czytania bardziej interesowało mnie udzielenie
sobie odpowiedzi niż sama fabuła. Opowiadanie się skończyło, a
ja dalej głowię się nad czymś, co jak często bywa, sama sobie
skomplikowałam.
„Szaleństwo Greenshawa” było
miłym odpoczynkiem po pięciu opowiadaniach z udziałem Herkulesa
Poirota. Przyznam jednak, że utwór zostawił pewien niedosyt, przez
fakt, iż Jane Marple było tu niesłychanie niewiele, a główną
role odgrywali pozostali bohaterowie. Fabuła jednak na tym nie
ucierpiała, a samo opowiadanie godnie zakończyło ten zbiór.
Choć z powieściami Agaty Christie
mam niewielką styczność, nigdy nie jestem zawiedziona czy też
rozczarowana. Miło raz na jakiś czas sięgnąć po jakiś kryminał,
dlatego nie tylko „Tajemnice gwiazdkowego puddingu” lecz całą
twórczość autorki, polecam osobą, które niekoniecznie nazwą
kryminały swym ulubionym gatunkiem literackim.
Książka przeczytana w ramach wyzwania grudniowej trójki e-pik.