Dziewczyny z powstania to pierwsza z książek Anny
Herbich, która ukazała się w serii Prawdziwe Historie. Po przychylnie
przyjętym przez czytelników debiucie książkowym, rok później na rynku pojawiła
się kolejna publikacja tejże warszawskiej dziennikarki – Dziewczyny z
Syberii. Anna Herbich po raz kolejny dotarła do grupy kobiet, których
historie zostały przekazane w książce. Choć jest ich zaledwie dziesięć, mówią
one w imieniu każdej kobiety, a może nawet i dziewczynki, która została
brutalnie wrzucona w syberyjskie piekło i pochowana w obcej, odległej o setki
kilometrów ziemi.
Książka składa się z dziesięciu opowiadań podanych w formie
monologów, których kompozycja jest bardzo przejrzysta. Na początku, w pierwszym
rozdziale, wszystkie bohaterki zadają się przywoływać w pewnym sensie punkt
kulminacyjny ich historii. O dziwo, każda z nich rozpoczyna swą opowieść od
czego innego. Wydawać by się mogło, iż momentem przełomowym w ich opowiadaniu
będą momenty deportacji czy dotarcia do łagru. I choć takie, oczywiście, w
książce znajdziemy, wiele z nich rozpoczyna swe historie od czego innego:
najgorszego co ich spotkało w obozie, ślubu czy też… wspomnienia z procesu sądowego z 2013 roku.
Historia każdej z dziewczyn z Syberii rozpoczyna się mocno i każda z nich
wprawia czytelnika w osłupienie. Po początkowym zaskoczeniu następują rozdziały
przedstawiające lata młodości, wolności, w dużej mierze pełne szczęścia i
beztroski w ciepło wspominanej przez bohaterki II Rzeczpospolitej. Takie
zestawienie kompozycyjne z pewnością wpływa na podkreślenie zderzenia dwóch tak
odmiennych rzeczywistości: tej, w której bohaterki wychowały się i tej, w
której przyszło im mierzyć się z granicami ludzkiej wytrzymałości. Później
zdarzenia przedstawiane są chronologicznie, a każda z tych historii, choć
połączona wspólnym mianownikiem Sowietów, jest diametralnie inna. Niektóre z
nich wydostały się z terroru łagrów i kołchozów, gdy inne dopiero tam trafiały.
Część z nich stanowiły dorosłe, przeszło dwudziestoletnie kobiety, gdy inne to
zaledwie dziesięciolatki. Zadziwiająca jest pamięć bohaterek, które oprócz
podania faktów, zdaje się ważnych, jak data trafienia do obozu, paragraf za
który zostały skazane, czy przebiegu choroby, przywołują na przykład detale na temat
tego, jak wyglądał nocnik, który babcia jednej z bohaterek przywiozła do kołchozu.
Podczas lektury nasuwa się więc refleksja na temat ludzkiej pamięci, która
po tylu latach pozwala otworzyć wszelkie makabryczne wydarzenia z tak
dokładnymi szczegółami. Bohaterki bowiem nie ograniczają się w swych
wypowiedziach. Mówią o tym co ważne i tym co błahe. Wszystko to składa się na
wyraźny obraz rzeczywistych kobiet, które przecież tak jak my kochają, mają
marzenia, plany, śmieją się, cierpią, chorują i płaczą. Z tym, że ich
rzeczywistości nie da się porównać do naszej.
Czytając wszystkie te okropności
człowiek pragnie by okazały się wyłącznie fikcją literacką. Niestety tak nie
jest. Każda z bohaterek w toku swej wypowiedzi przywołuje licznych towarzyszy
niedoli, nie tylko rodzinę czy innych zesłanych na Syberię Polaków, ale też
osoby, które pomogły im, okazały dobroć oraz te przeciwne, które pogłębiały ich
nieszczęście. W ich opowiadaniach odnajdziemy mnóstwo poruszających, pobocznych
historii, których bohaterom nie udało się dotrwać do końca i samym opowiedzieć
swych losów. Choć niekiedy napomknienia o nich zajmują zaledwie zdanie bądź dwa
pośród całej opowieści, trafiają w czytelnika z ogromną siłą i ukazują że w
dużej mierze to tylko przypadek i szczęście oraz silna wola sprawiły, że tym
dziesięciu kobietom udało przetrwać się, a my teraz możemy czytać ich historie.
W dobie rozmów o statusie społecznym kobiety oraz feminizacji warto sięgnąć po
książkę taką jak tak. Warto wybrać lekturę, która pokazuje jak silna, odważna i
zdeterminowana może być płeć piękna. Bohaterki tej książki, w wielu przypadkach
panienki z dobrych domów, ukazują ile może przetrwać kobieta w obliczu śmierci,
głodu i desperacji. Bo chociaż Sowieci mogą próbować zabrać i zniszczyć
wszystko, nie mogą odebrać im jednego – woli walki.
Chociaż książka ta ma na celu przedstawić w pewnym sensie
losy kobiet, które przeszyły przez piekło, to stanowi ona również zbiór
dziesięciu ujęć postrzegania sowieckiego świata absurdu. Poczynając od
powszechnie znanych wyssanych z palca zarzutów postawionych zesłańcom podczas
procesów, poprzez przehandlowanie kobiety w trackie gry w kart, aż do
posunięcia się do morderstwa, aby przeżyć. Nie w celu zdobycia jedzenia, czy
obrony własnej – tylko w celu uniknięcia katorżniczych robót. Po morderstwie
bowiem toczono długie śledztwo i przetrzymywano zbrodniarza w celi, a nie
wysyłano do pracy, a to mogła być szansa aby odpocząć i przeżyć. Świat sowieckiego
horroru wydobywał to, co najgorsze z ludzi – zmuszał do podejmowania
sprzecznych z ludzką naturą decyzji, zmuszał do porzucania dzieci, ukochanych,
rodzin. Wszystkim tym kobietom należy się ogromny szacunek, iż były w stanie o
tym mówić. Ale najbardziej dającą do myślenia jest chyba historia bohaterki,
która za cel obrała sobie kultywowanie pamięci żołnierzy wyklętych, do
których sama przynależała. Kobieta ta, dziś już przeszło osiemdziesięcioletnia,
po piekle Workuty powróciła w okolice dzisiejszej Białorusi. Tam, chociaż wojna
się skończyła, chociaż upadł ZSRR, wiele się nie zmieniło. Nasi rodacy
zamieszkujący tereny kraju naszych wschodnich sąsiadów, nie mogą w spokoju i
poważaniu oddać czci ludziom naszej krwi, którzy przelali ją za nas, obywateli
wolnej i niepodległej Polski. Ilu z nas, ludzi XXI wieku, tak naprawdę o tym
pamięta? Bowiem tak, jak ujęła to jedna z bohaterek książki podczas spotkania z
syberyjskimi wilkami i tak, najokrutniejszą bestią na ziemi może stać się
człowiek.
Historia każdej z tych kobiet kończy się zupełnie inaczej.
Choć wszystkie przetrwały takie okropieństwa, zdaje się że nie wyczerpały źródeł swoich cierpień. Dla jednych z nich to komunistyczna rzeczywistość PRLu,
dla innych życie emigranta, dla kolejnych świadomość, iż nie mają do kogo i
czego wracać. Ale przetrwały. To bohaterki, których jak pisze autorka w prologu, jedyną bronią były silna wola i
determinacja.
Chociaż bardzo podoba mi się kompozycja opowiadań, o której
wspominałam na początku, jedyne co mogę zarzucić książce to brak indywidualizmu
w tokach wypowiedzi. Przy tak wciągającej lekturze, którą choć trzeba odkładać
na bok by odetchnąć od tego natłoku smutku i rozżalenia, czyta się bardzo
szybko i pochłaniając kolejne opowiadania, wszystko zlewa się jedną całość i
trudno rozeznać się po czasie, jakie wydarzenia dotyczyły danej bohaterki.
Chociaż, oczywiście, książka dzięki temu jest jednolita i harmonijna, zaryzykowałabym
pewną dozę chaosu w treści na rzecz spersonalizowania toku wypowiedzi
bohaterek. Mimo to, gdybym chciała umieści tu spis poruszających i
przemawiających do mnie cytatów z opowieści bohaterek, zajęłoby to raz tyle
miejsca ile już tu zapisałam. Wysoko sobie cenie wzbogacenie treści książek o
zdjęcia ludzi związanych z bohaterkami, ich samych oraz miejsc, w których
przebywały. Uświadamiają one, iż to faktycznie historia człowieka z krwi i
kości, człowieka tak podobnemu czytelnikowi.
W dobie masówki i tandety XXI wieku potrzebne są książki takie jak
ta. Potrzebne są pozycje, które coś wnoszą w nasze życie. Które poruszą jakąś
strunę duszy czytelnika i zasieją w nim pewne refleksje. To nie jest książka,
po którą sięga się dla przyjemności. To nie jest hit ani sensacja. To jest
historia dziesięciu tragedii. Czytelnik musi czuć wewnętrzną potrzebę
by je poznać, przetrawić i uszanować. To nie suche historyczne fakty, ani
lektura z okresu wojny i okupacji, po którą sięgamy bo trzeba. To coś
znacznie więcej: książka, która pozwala zatrzymać się i zastanowić nad tym, na
co na co dzień nie ma czasu: ojczyzną, historią, cierpieniem i przebaczeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz