Gra o tron – George Martin
Autor:
George R. R. Martin
Tłumaczenie:
Paweł
Kruk
Tytuł
oryginału: A
Game of Thrones
Seria/cykl
wydawniczy: Pieśń
Lodu i Ognia - Tom I
Wydawnictwo:
Zysk
i Spółka
Data
wydania: kwiecień
2011
ISBN:
978-83-7506-729-3
Liczba
stron: 844
O serialu na podstawie „Pieśni Lodu
i Ognia” słyszałam już spory szmat czasu temu. Pierwszy jego
odcinek obejrzałam podczas dwutygodniowego pobytu w Niemczech... i
tak wciągnęłam się w całą historię, że do końca wyżej
wspomnianych dwóch tygodni skończyłam dwa sezony. Jak mogłabym
więc, prędzej czy później, nie sięgnąć po książkę?
Tam gdzie toczy się gra o tron można
zwyciężyć lub zginąć. Kruchy pokój nie może trwać wiecznie i
po latach od obalenia Szalonego Króla, Aerysa Targaryena, lordowie
znów zaczynają walkę o władzę. I gdy wszyscy skupiają swą
uwagę na południu, nikt nie zdaje się zauważać, że z północy
nadciąga zima.
Nie ukrywam faktu, iż po obejrzeniu
serialowej adaptacji powieści, postawiłam „Grze o tron” wysoko
poprzeczkę. Tak to zazwyczaj bywa, że pierwowzór bije na głowę
wszystkie późniejsze jego interpretacje.
Niezaprzeczalną mocną stroną
powieści, są jej liczni bohaterowie i rozdziały ukazywane z
różnych perspektyw. Autor uniknął nużących, powtarzających się
fragmentów przy przedstawianiu wydarzeń z wielu punktów widzenia.
Mimo to odniosłam wrażenie, że same postacie nie tworzą historii,
a są jedynie aktorami biorącymi w niej udział. Na szczęście,
tyczyło się to tylko pierwszej połowy powieści. Nie oparłam się
także wrażeniu, że było tu... mało dialogów. Nie uważam tego
jednak za wadę, za zaletę jednakże również bym tego nie
policzyła. Sama historia, choć dla mnie już znana, pochłonęła
mnie od nowa, dzięki czemu czytało mi się zadziwiająco szybko. W
porównaniu z serialem, ociosane wydały mi się wątki Daenerys. W
pierwszej połowie książki zbrakło mi nieco samych uczuć Dany,
ukazania jej rozterek, pragnień czy trwóg, a nie jedynie
przedstawienia wydarzeń, w których uczestniczyła. Pozytywnie
zaskoczyły mnie za to rozdziały małego Brana, które stały się
moimi ulubionymi, a on sam urzekł mnie w swej dziecinnej niewinności
i w pewnym stopniu równocześnie hardości, do której zmusiły go
okrutne czasy. Przyznać muszę, że Martin jest dla mnie mistrzem w
doborze dramatyzmu. Jest go idealna porcja, nadająca nastrój, a
jednak nie przesadzając. Całokształtu dopełniły świetnie
dobrane metafory i porównania. Mimo to, przez spory czas
towarzyszyło mi uczucie, że czegoś tu zabrakło. Czegoś, czym
można by było się zachłysnąć. Uczucie to znikło wraz z
nadejściem dwóch ostatnich rozdziałów, które były bezsprzecznie
fenomenalne.
Choć lubię sobie czasem ponarzekać,
„Grę o tron” uważam za świetną powieść, której warto
poświęcić dłużą chwile. Książka niesie ze sobą zarówno
mroźny klimat Winterfell jak i uczucie przepychu, towarzyszące na
każdym kroku w Królewskiej Przystani. Warto dać się porwać
historii krwawych losów Siedmiu Królestw i ich mieszkańców.
Książka przeczytana w ramach wyzwania styczniowej trójki e-pik, a także druga książka w ramach wyzwania z półki.
Serialujeszcze nie oglądałąm, ale cykl jest wspaniały :)
OdpowiedzUsuńSaga jest absolutnie wspaniała, a z tomu na tom jest tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuń