ŚBK: "Dobry zwyczaj nie pożyczaj... czy wręcz przeciwnie"?
Z radością stwierdzam, że udało mi
się dołączyć do nabierającej rozgłosu grupy Śląskich Blogerów
Książkowych. Jako rodowitej Ślązaczce bardzo cieszy mnie fakt, że
ktoś wyszedł z taką inicjatywą i mam nadzieję, że nasza
współpraca będzie owocna.
Czerwcowy temat wybrany przez Śląskich Blogerów dotyczy pożyczania książek. W zeszłym miesiącu omawiany był Kwestionariusz Prousta (który być może nadrobię), tym razem przypadły nam rozważania zatytułowane „Dobry zwyczaj nie pożyczaj... czy wręcz przeciwnie?”
Zastanawiając się nad pożyczaniem książek doszłam do wniosku, że w pewnym sensie jestem hipokrytką. Ogólnie rzecz ujmując, chętnie i licznie książki pożyczam od kogoś, ale nie palę się do pożyczania ich komuś.
Żeby pożyczyć książkę muszę przede wszystkim znać osobę, w ręce której książka trafi. Mam wtedy nieco większe rozeznanie w jakim stanie i czasie spodziewać się zwrotu. W zupełności nie trawię pożyczania książek komuś dalej, znajomym znajomych, a już w ogóle gdy nie jestem pytana o zgodę. Gdy już jednak pożyczam, zawsze mówię by dbać o lekturę - nie ważne czy to świeżo kupiona książka, czy stary podniszczony egzemplarz. Tak też sama staram się uważać na pożyczone książki przeze mnie - nie jem przy nich, napoje trzymam na dystans, nie czytam ich w wannie, zaznaczam zakładką i nie zaginam rogów, nie mówiąc już o zostawianiu otwartej książki grzbietem do góry, czego nie cierpię.
Przyznaję się również, że jeśli wiem, że osoba która chce pożyczyć ode mnie książek nie traktuje jej należycie (przetrzymywanie wybaczam, bo samej zdarza mi się mieć książki naprawdę dłuuuuugo), nie odmawiam pożyczenia prosto z mostu a... wymyślam wymówki. A że to własnie tą książkę czytam, a że obiecałam pożyczyć komuś innemu. Na szczęście nie jestem do tego zmuszona często.
Nigdy nie zdarzyło się by pożyczona książka do mnie nie wróciła. Choć aktualnie dodam, że jedną z moich książek pożyczyła moja mama i prawdopodobnie poszła gdzieś w świat. Mam tylko nadzieję, że wróci tak jak ją ostatnio widziałam. Mimo to, że tak powiem, nie tracę wiary w ludzkość i staram się pożyczać książki - w końcu to jakaś forma promowania czytelnictwa, co przyznam że w kręgu moich znajomych-gimnazjalistów nie jest jakoś szczególnie popularne.
Podsumowując, przyznaję się bez bicia, że mój stosunek do pożyczania książek jest nieco samolubny. Myślę jednak, że wielu z was przyzna - uzasadniony. Mimo to, nie zrażam się i dalej łudzę się, że pożyczone książki wrócą do mnie w nienagannym stanie, co nie jest znowu aż takie niemożliwe.
Podsumowując, przyznaję się bez bicia, że mój stosunek do pożyczania książek jest nieco samolubny. Myślę jednak, że wielu z was przyzna - uzasadniony. Mimo to, nie zrażam się i dalej łudzę się, że pożyczone książki wrócą do mnie w nienagannym stanie, co nie jest znowu aż takie niemożliwe.
"Nigdy nie zdarzyło się by pożyczona książka do mnie nie wróciła." - Tylko pozazdrościć! ;) Sama teraz niewiele pożyczam (chętnych na moje książki też nie ma zbyt wielu, prawdę mówiąc; moje znajome albo mają zupełnie inny gust, albo zwyczajnie nie lubią czytać), ale kiedyś, kiedy chętniej dawałam swoje książki, kilkanaście z nich nigdy do mnie nie wróciło.
OdpowiedzUsuńPrzykre, w szczególności jeśli osoba pożyczająca książekę nie odczuwa żadnej należności jakiejkolwiek rekompensaty :(
Usuń