Image Map
Image Map

sobota, 7 maja 2016

LITERATURA: Wiatr od wschodu - Margit Sandemo - Opinia





Tytuł: Wiatr od wschodu
Autor: Margit Sandemo
Cykl: Saga o Ludziach Lodu Tom 15
Wydawnictwo: Axel Springer
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Tytuł oryginału: Vinden fra øst
Data wydania: 2007 (data przybliżona)
ISBN: 9788360717585
Liczba stron: 237






Nie pozwólcie by tytuł was zwiódł! Dziś bowiem wcale nie będzie o "Wietrze ze wschodu", który jest znany prawie każdemu jako trzecia część "Przedwiośnia", a o powieści, która przybyła do nas z nieco innych stron - z Norwegii. 





Margit Sandemo, skandynawska pisarka, serwuje nam już piętnastą i zdecydowanie nie ostatnią część cyklu o niezwykłym rodzie Ludzi Lodu. Kiedy spoglądam na całą sagę wydaje mi się że mogę wyróżnić trzy typy opowieści, które je tworzą. Mamy tu historie miłosne, mniej lub bardziej dramatyczne, fantastyczne przygody z nutką detektywistyczną oraz tułaczki. Oczywiście, w większości wszystkie się przeplatają, ale można by tak generalizować. Jeśli chodzi o te ostatnie, to właśnie powieści tułacze lubię najmniej. Czy mimo to stawia to "Wiatr od wschodu" na pozycji przegranej?

Choć ród Ludzi Lodu posiada iście fantastyczne zdolności czy też raczej ciążące na nich magiczne przekleństwo, cała fabuła sagi dzieje się nie w alternatywnym świecie a w zwykłej, ziemskiej rzeczywistości. Wydawać by się mogło zatem, że poza tymi ponad naturalnymi detalami, całość powinna prezentować się w miarę realnie. A jednak, mam wrażenie, że nawet jeśli bohaterowie w swoich czynach wiedzeni się swoim przeznaczeniem, autorka nagminnie otwiera kolejne furtki w swojej powieści dzięki niesamowitym zbiegom okoliczności. Niekiedy zdaje się, że to jedynie one popychają fabułę do przodu. Paradoksalnie łatwiej byłoby mi przełknąć jakąś odgórną pomoc, niesamowite moce niż  tak ogromną ilość przypadkowych incydentów. Co więcej, zadaje się że głównych bohater nie tylko nie ma wpływu na swoje losy ze względu na wszechobecne zbiegi okoliczności, ale i wszystkie inne postacie, które wykorzystują go nagminnie. Ciężko jest mi umiejscowić tak popychaną i zależną od wszystkich osobę w wyobrażeniu człowieka, któremu udało się przejść piekło, które zgotowała mu autorka. Nam za to zaserwowała genialne i bardzo plastyczne opisy mroźnej krainy tajgi i tundry z drobnymi detalami. Powieść przeniosła mnie do lodowej krainy, w której czas zdał się zatrzymać, a ja mogłam z bliska przyjrzeć obrządkom, zwyczajom i codzienności niesamowitych plemion, które pisarka wykorzystała w swej historii. 

Bardzo często podróże to męczące wędrówki, które prowadzą do satysfakcjonującego celu. Podobnie było z tą książką - dla głównego bohatera dosłownie, a dla mnie w przenośni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz